SEWERYN LIPOŃSKI
23 kwietnia 2024
Zaskoczenia nie było, bo być nie mogło, przynajmniej przy takim składzie II tury. Jacek Jaśkowiak zostanie prezydentem Poznania na kolejną kadencję. Jego kontrkandydata Zbigniewa Czerwińskiego w oczach poznaniaków pogrążyła partyjna legitymacja - mimo że szyld PiS dla niepoznaki próbował schować na czas kampanii.
Zdarzało nam się już widzieć różne niemożliwe - zdawałoby się - cuda.
W sporcie - gdy Hermann Maier roztrzaskał się straszliwie podczas zjazdu na igrzyskach w Nagano, by parę dni później zgarnąć dwa złota w gigancie i supergigancie. Albo kiedy Manchester United w doliczonym czasie odwrócił losy słynnego finału Ligi Mistrzów.
W polityce - gdy prezydent Bronisław Komorowski w sobie tylko znany sposób przerżnął wybory w 2015 r. A w lokalnym poznańskim wydaniu, tyle że pół roku wcześniej, to samo zrobił Ryszard Grobelny przegrywając z niejakim Jackiem Jaśkowiakiem.
Tym razem żadnego takiego "cudu" nie było. Jaśkowiak (70,7 proc.) nie dał najmniejszych szans Zbigniewowi Czerwińskiemu (29,3 proc.). Zresztą tegoroczne wybory prezydenta Poznania tak właściwie rozstrzygnęły się już w I turze:
ZOBACZ TAKŻE:
Wybory Poznań 2024. Powtórka z 2010 r. zamiast z 2014 r. Jaśkowiak na autostradzie do 15-letnich rządów
Oczywiście - wtedy jeszcze Jaśkowiak nie wygrał. Dostał ostrzeżenie, bo ponad połowa wyborców dała mu do zrozumienia, że w fotelu prezydenta miasta chętniej widziałaby kogoś innego. Tyle że skład II tury w zasadzie z góry wykluczył jakąkolwiek niespodziankę.
To było tak przewidywalne jak przy oglądaniu po raz enty "Kevina" w kolejne święta. Tak, widzimy, że niby Marv złapał chłopaka za nogawkę... ale przecież wiemy, że ten zaraz położy mu pająka na twarzy i ucieknie do domku na drzewie. A na koniec jeszcze przyjdzie ten starszy sąsiad i powali obu rzezimieszków wielką szuflą do odśnieżania.
Zmiana możliwa... ale nie dla PiS
Co prawda Zbigniew Czerwiński walczył, niemal codziennie robił jakąś konferencję (np. na rondzie Kaponiera przy regularnie psujących się schodach ruchomych), zorganizował nawet akcję zbierania skarg na Jaśkowiaka - ponoć wpłynęło ich około 200.
Jednak żadnym cudotwórcą Czerwiński się nie okazał. Przed dwoma tygodniami, zaraz po I turze, napisałem tutaj:
Już to, że Zbigniew Czerwiński i spółka tak jarają się zwykłym WEJŚCIEM DO II TURY, mówi samo za siebie. (...) Na razie Czerwiński zaklina rzeczywistość, no bo co innego miałby robić. Za dwa tygodnie pewnie usłyszymy, że robił co mógł, a te 25 proc., może w porywach 30 proc., które ugra, i tak uzna za sukces.
Mówisz, masz - gdy zaczęły spływać pierwsze wyniki z większych komisji wyborczych w Poznaniu, stało się jasne, że Czerwiński faktycznie dzielnie walczy... o przekroczenie 30 proc. głosów. Koniec końców nawet do tego mu trochę zabrakło.
Tak na marginesie - znów namieszał exit poll. A tym razem właściwie jego brak. Duże stacje (TVP, TVN, Polsat) zleciły go tylko w trzech innych miastach, najwyraźniej uznając, że akurat w Poznaniu jest pozamiatane. Sondażu nie zamówiła też żadna z lokalnych redakcji.
Żartowałem więc, że o godz. 21 Czerwiński mógłby wejść cały na biało i z głupia frant oznajmić na pewniaka, że wygrał. Miałby swoje pięć minut. Przez kilka godzin nikt nie mógłby tego zdementować - no bo na jakiej podstawie?
Oczywiście, już zupełnie na serio, w tej sytuacji mieliśmy w obu sztabach asekuracyjne przemowy typu "poczekajmy na wyniki". A następnego dnia - gdy te wyniki napłynęły - Czerwiński oznajmił, że "stanął na czele obozu zmiany":
A więc wszystko już wiemy❗️
— Zbigniew Czerwiński (@Z_Czerwinski) April 22, 2024
Bardzo dziękuję tysiącom poznaniaków, którzy opowiedzieli się za zmianą dla Poznania. ????????
Nie udało się wygrać wyborów, ale i tak jestem dumny, że stanąłem na czele obozu zmiany, która choć na chwilę dała światełko w tunelu Poznaniakom, i to… pic.twitter.com/WOvtPNQfhV
...zaś radna Klaudia Strzelecka stwierdziła nawet, że to "bardzo dobry wynik", "dobra prognoza na przyszłość" i że "zmiana w Poznaniu jest możliwa".
Złośliwie dodałbym, że wynik Czerwińskiego pokazuje jednak coś innego. Wskazuje, że owszem, zmiana w Poznaniu jest możliwa - ale tylko pod warunkiem, że do II tury z Jaśkowiakiem (czy w ogóle innym kandydatem Koalicji Obywatelskiej) NIE wszedłby kandydat związany z PiS.
Zresztą sam Czerwiński musiał zdawać sobie z tego sprawę. Już od pierwszych dni kampanii próbował dystansować się od własnej partii. Niby nie robił tego wprost, ale nieprzypadkowo szyld PiS nie pojawiał się na jego plakatach, zaś w nazwie komitetu został zastąpiony Zjednoczoną Prawicą.
Czasami przybierało to dość rozpaczliwą formę. Podczas debaty w TVP, gdy prowadzący ją dziennikarze chyba z rozpędu przedstawili Czerwińskiego jako reprezentanta PiS, ten natychmiast ich poprawił. Zaś pod koniec dyskusji stwierdził wprost: - Tu nie chodzi o PiS i Czerwińskiego.
No nie, panie Czerwiński, tak się zmylić wyborców nie da. Co najwyżej tych, którzy brali za pewnik wszystko to, co do grudnia 2023 r. dzień w dzień serwował im Dziennik Telewizyjny Wiadomości TVP, ale oni w większości i tak raczej głosują na pana i pana partię.
Debata w @TVP3_Poznan i @RadioPoznanSA wyglądała dokładnie tak, jak mogliśmy się spodziewać. Co prawda @Z_Czerwinski zadał kilka celnych ciosów, ale co z tego, skoro @jacek_jaskowiak przez całą dyskusję skutecznie i bezlitośnie okładał go pałką z logo @pisorgpl.
— Seweryn Lipoński (@SewekLiponski) April 17, 2024
Przyznaję, że zawsze trochę bawią mnie sugestie, że "rura jest apolityczna". I że w samorządzie barwy partyjne nie powinny mieć znaczenia. Podobną narrację próbowali też do niedawna suflować np. przedstawiciele klubu Wspólny Poznań. No i co? Do rady miasta na kolejną kadencję dostała się trójka z nich - wszyscy z... partyjnych list.
Przesiedziałem swego czasu sporo godzin na posiedzeniach poznańskiej rady miasta i powiem Wam, że może rura Aquanetu faktycznie jest apolityczna. Ale ta apolityczność momentalnie kończy się, gdy pod obrady wjedzie sprawa Pomnika Wdzięczności, edukacji seksualnej w szkołach, spektaklu "Golgota Picnic" na festiwalu Malta czy wreszcie inwestycji, które Poznań chciałby sfinansować z krajowego planu odbudowy.
To był zresztą jeden z bardziej żenujących momentów kampanii Zbigniewa Czerwińskiego - gdy w studiu TVP Jaśkowiak zapytał go właśnie o KPO. Kandydat PiS Zjednoczonej Prawicy usiłował odwracać kota ogonem, twierdząc, że to partyjni koledzy Jaśkowiaka doprowadzili do blokady tych środków.
No, załóżmy może taktownie, że Czerwiński dostał w tym momencie chwilowej amnezji i zapomniał wymienić nazwisko Zbigniewa Ziobry, a także przytoczyć całą epopeję z upolitycznieniem Krajowej Rady Sądownictwa - która była "grzechem pierworodnym" w sporach z Komisją Europejską.
Czy to się Czerwińskiemu podoba, czy nie, był i nadal jest lokalną twarzą PiS. Czyli tej ekipy, która do niedawna rządziła Polską i której akurat poznaniacy od lat mówili stanowcze "nie" przy urnach wyborczych, a jeszcze dobitniej wyrazili to 15 października.
ZOBACZ TAKŻE:
Wybory 2023. PiS igrał, igrał... aż się doigrał i przerżnął wybory. Zachodnia Polska powiedziała "dość"
Partia Jarosława Kaczyńskiego spadła wtedy w Poznaniu poniżej 20 proc. Dla odmiany ugrupowania, które utworzyły potem nową koalicję rządzącą (czyli KO, Trzecia Droga i Lewica), dostały tu łącznie blisko 75 proc. poparcia.
Naprawdę trudno było sobie wyobrazić, że zaledwie pół roku później kandydat należący do PiS (nawet jeśli dla niepoznaki używał innego szyldu) miałby zgarnąć powyżej 50 proc. Nawet w II turze. Nawet w pojedynku z irytującym wielu mieszkańców i niespełniającym wielu wyborczych obietnic Jackiem Jaśkowiakiem.
Zagłosowali na Jaśkowiaka, ale się nie cieszyli
Zwróciliście pewnie uwagę, że tyle piszę o przegranym kandydacie, a dotąd może z pół zdania poświęciłem zwycięzcy - czyli właśnie Jaśkowiakowi. Nieprzypadkowo.
To nie jest spektakularne zwycięstwo urzędującego prezydenta Poznania. Z pewnością nie takie, jak w 2018 r., gdy załatwił sprawę już w I turze (choć - nie ukrywajmy - i wtedy kontekst krajowej polityki miał spore znaczenie).
ZOBACZ TAKŻE:
Wybory 2018. Prezydent Jacek Jaśkowiak ZNOKAUTOWAŁ rywali. Tak się kończy zaklinanie rzeczywistości
Wówczas Jaśkowiak pokazał, że jego rządy - wbrew narracji jego ówczesnych konkurentów - większości poznaniaków się podobają, albo przynajmniej nie przeszkadzają.
Tym razem nie może tego powiedzieć. Z kilku powodów, które szczegółowo wymieniłem już po I turze, przypomnijmy je na szybko:
- sam fakt, że Jaśkowiak musiał stanąć do II tury, a więc tym razem (odwrotnie niż w 2018 r.) w pierwszym podejściu większość zagłosowała przeciw niemu
- Jaśkowiak dostał w pierwszej rundzie 82 tys. głosów, co oznacza, że w porównaniu z 2018 r. - przy nie tak znowu dużo niższej frekwencji - stracił aż 45 tys. wyborców
- tymczasem do poznańskiej rady miasta KO dostała blisko 92 tys. głosów, co oznacza, że część wyborców Koalicji (ok. 10 tys.) z premedytacją nie oddała głosu na obecnego prezydenta
Wyniki wyborczej dogrywki z Czerwińskim wcale tego wydźwięku nie zmieniają.
Oczywiście, w ostatnią niedzielę Jaśkowiak dostał już wyraźnie więcej, bo ponad 109 tys. głosów. Ale to przecież nie jest tak, że te "dodatkowe" 27 tys. wyborców - których teraz zyskał - za pierwszym podejściem się pomyliło albo ewentualnie zapomniało iść na niego zagłosować.
Wydaje się wręcz oczywiste, że z tych 27 tys. ludzi większość zagłosowała w I turze na kogoś, kto w mniejszym (Urbańska?) czy większym (Plewiński? Garczewski?) stopniu krytykował Jaśkowiaka i jego ekipę.
Teraz, mając do wyboru już tylko Jaśkowiaka i Czerwińskiego, zapewne przynajmniej część z nich zatkała nos i niechętnie postawiła krzyżyk przy nazwisku obecnego prezydenta. Zagłosowali na niego, ale się nie cieszyli. Jarosław Gowin lubi to.
Zauważmy, że Jaśkowiak zrobił słabszy wynik, niż skonfliktowani z nim Rafał Grupiński i Waldy Dzikowski w październikowych wyborach do Senatu. Kiedyś nazwał ich "złogami" i wysyłał na polityczną emeryturę - tymczasem oni w podobnych pojedynkach "jeden na jeden" z rywalkami z PiS uzyskali odpowiednio 77,6 proc. oraz 75,1 proc.
Prezydent Jaśkowiak powinien też mieć z tyłu głowy, że teraz, w wyborach samorządowych, wszystko mogło się potoczyć inaczej. Te 2,3 tys. głosów, których do II tury zabrakło Przemysławowi Plewińskiemu z Polski 2050 vel Trzeciej Drogi, może być długo wspominane.
Trochę jak - oczywiście, toutes proportions gardées - ulewa we Frankfurcie nad Menem przed meczem Polska-RFN na mundialu '74 czy jak osiem lat później żółta kartka Zbigniewa Bońka przed półfinałem z Włochami.
Jak posiedzenie Komitetu Obywatelskiego wiosną 1990 r., na które dziennikarka Ewa Siwicka nie mogła pójść i wysłała męża - młodego Ryszarda Grobelnego - by zrobił dla niej notatki. Jak Donald Tusk oznajmiający w 2010 r., że kandydatem PO w wyborach samorządowych nie będzie żaden polityk z postawionymi zarzutami.
Czy wreszcie jak sam Jacek Jaśkowiak - bez rozgłosu wstępujący w 2013 r. do Platformy.
ZOBACZ TAKŻE:
Poznański efekt motyla, czyli 7 niepozornych zdarzeń, bez których wszystko w Poznaniu potoczyłoby się inaczej
Już nigdy się nie dowiemy, jak w II turze wyglądałoby starcie Jaśkowiak-Plewiński. Całkiem możliwe, że prezydent i tak by się obronił, ale wyborcza logika wskazuje, że byłby to pojedynek zdecydowanie bardziej zacięty niż ten z Czerwińskim.
Już nigdy nie dowiemy się również, czy Plewiński w ogóle wykręciłby tak dobry wynik, gdyby jego wyborcy wiedzieli, że Trzecia Droga przed II turą bezceremonialnie poprze Jaśkowiaka. Zresztą znamienne, że sam Plewiński przy tym nie był, choć na głosowanie w II turze ostatecznie się pofatygował (najwyraźniej z wakacjami postanowił zaczekać na bardziej wiosenną aurę).
Wynik Jaśkowiaka mimo wszystko solidny
Mimo wszystko nie chciałbym tworzyć wrażenia, że Jaśkowiak wygrał wyłącznie dzięki niechęci poznaniaków do PiS-u, ani tym samym powielać fałszywej - jak pokazały wybory - narracji jego krytyków o mieście w ruinie i powszechnej niechęci do prezydenta.
Tak się złożyło, że w tę niedzielę byliśmy z kamerą Polsatu w gminie Kołbiel pod Warszawą. Tam dotychczasowy wójt z 22-letnim stażem nawet... nie wszedł do II tury.
To samo stało się z wieloletnim prezydentem Gdyni - Wojciechem Szczurkiem. Który w szczycie samorządowej kariery potrafił uzyskać 87 proc. w I turze (2010 r.), a jeszcze parę lat temu miał 67 proc. i wydawał się niezatapialny. Tegoroczne wybory przerżnęli też urzędujący od lat prezydenci Zielonej Góry, Torunia, Legionowa czy Piotrkowa Trybunalskiego.
Gdyby Jacek Jaśkowiak naprawdę fatalnie rządził Poznaniem i naprawdę większość mieszkańców chciała go pogonić - spotkałby go podobny los.
Tymczasem wynik Jaśkowiaka z I tury - 43,7 proc. - był solidny. Tak, zarazem był "żółtą kartką", sygnałem i ostrzeżeniem, że sporą grupę poznaniaków prezydent do siebie zraził, co przed II turą chętnie akcentowali (i nadal akcentują) Czerwiński i spółka...
...ale zwróćmy uwagę, że to rezultat niemal identyczny jak ten, który wykręcił Andrzej Duda w I turze wyborów prezydenckich w 2020 r. Wtedy jakoś nikt w PiS nie mówił, że to żółta kartka dla PAD, że idzie "front zmian" itd.
I to mimo że dogrywka Dudy z Trzaskowskim była o wiele bardziej zacięta niż ta Jaśkowiaka z Czerwińskim.
Jak widać - punkt widzenia w polityce bardzo zależy od punktu siedzenia.
Jeszcze jedna rzecz. Pojawiły się sugestie, że Jaśkowiak tak naprawdę ma słaby mandat do rządzenia miastem, bo nawet w tej II turze zagłosowało na niego 109 tys. z 380 tys. uprawnionych do głosowania, czyli "tylko" niespełna 29 proc. wyborców.
No przepraszam, ale na takiej podstawie to można by zakwestionować rządy niemal wszystkich samorządowców w całej Polsce z ostatnich 20-30 lat. Ciekawi jesteście, jakie poparcie na tym tle miał np. poprzednik Jaśkowiaka, czyli Ryszard Grobelny? Spójrzmy:
wybory 2002: 68,6 tys. głosów (z 445 tys. uprawnionych) - 15,4 proc.
wybory 2006: 89,2 tys. głosów (z 444 tys. uprawnionych) - 20,1 proc.
wybory 2010: 69,5 tys. głosów (z 434 tys. uprawnionych) - 16,0 proc.*
* (tu ciekawostka, w 2010 r. na Grobelnego w I turze zagłosowało 81,3 tys., czyli sporo więcej niż w II turze, w której była dramatycznie niska frekwencja)
...a jakoś nie przypominam sobie, by ktoś Grobelnemu wytykał, że w takim razie nie ma silnego mandatu do rządzenia miastem.
Zrozumcie, że w wyborach samorządowych frekwencja po prostu była słabiutka przez wiele lat, w przypadku Poznania zwykle wahała się w granicach 30-40 proc.
Poprzednie wybory sprzed blisko sześciu lat były tu anomalią (57 proc.), w tych tegorocznych frekwencja w I turze i tak była niezła (49 proc.), zaś w II turze (41 proc.) po prostu wróciła do poziomu sprzed lat.
Po prostu większość poznaniaków zwykle ma te wybory w d... . Tak czysto statystycznie: na dziesięć osób spośród Waszych znajomych - tylko cztery pofatygowały się w niedzielę do lokalu wyborczego. Sześć zostało w domach.
Tak, właśnie, również Waszych znajomych (no chyba że obracacie się w gronie samych koneserów lokalnej polityki). Z tych czterech osób - oczywiście znów statystycznie - aż trzy zagłosowały na Jaśkowiaka.
Miejcie to na uwadze, zanim rozgoryczeni zaczniecie wypisywać, że to "dramat", "miasto masochistów", że "ludzie są poj..." (takie komentarze zdążyłem już przeczytać). Wielu mieszkańcom rządy Jaśkowiaka po prostu się podobają.
Prezydent Jaśkowiak zapowiada, że to będzie jego najlepsza kadencja. No, możliwe, że przynajmniej najłatwiejsza, biorąc pod uwagę skład rady miasta. Zapowiada się, że najtrudniejszą potencjalną opozycję JJ będzie miał we... własnych szeregach, a nie w kanapowych klubikach TD i Lewicy czy nieco tylko większym PiS.
To będzie jednocześnie (według stanu przepisów na dziś, bo nie możemy mieć pewności, czy dwukadencyjność nie zostanie przypadkiem zniesiona) ostatnia kadencja Jaśkowiaka. Jak zostanie zapamiętany?
Czy jako facet, który sensacyjnie zakończył 16-letnie rządy Grobelnego, wniósł świeże spojrzenie, wyznaczył nowe priorytety i przynajmniej część z nich zrealizował. Przeprowadził ważne inwestycje i twardo stawiał się autorytarnym zapędom centralistycznych rządów PiS. Który - nawet jeśli tą władzą i wysokim poparciem nieco się zachłysnął - w końcówce rządów potrafił zejść na ziemię i wsłuchać się w głos mieszkańców.
Czy jednak jako narcystyczny, chwilami wręcz bucowaty prezydent, który popadał w coraz większe samouwielbienie. Który - wbrew pierwotnym deklaracjom - na stołku zasiedział się niemal tak długo jak wspomniany Grobelny. Który alergicznie reagował na krytykę. Politycznych oponentów wyzywał od hejterów i pieniaczy, gdy tylko nie przyklaskiwali jego pomysłom, a protestujących mieszkańców nazywał malkontentami.
To już będzie zależało od samego Jaśkowiaka. Zostało mu na to najbliższe pięć lat.
Spodobał Ci się ten tekst? Możesz go udostępnić: