SEWERYN LIPOŃSKI
10 kwietnia 2024
Przed nami wyborcza dogrywka, ale skład II tury jest taki, że emocji będzie tyle co kot napłakał. Prezydent Jacek Jaśkowiak dostał od sporej części wyborców "żółtą kartkę". Ale bynajmniej nie czerwoną i jest na prostej drodze do kolejnego zwycięstwa.
- Czy te wyniki cię zaskoczyły? - zapytał mnie Szymon Majchrzak z Radia Afera, gdy w powyborczy poniedziałek, również w towarzystwie prof. Szymona Ossowskiego, komentowaliśmy rezultaty wyborów w Poznaniu.
Odparłem, że nie, w zasadzie były do przewidzenia. W tym również skład II tury.
Zdarzały mi się w przeszłości różne kompromitujące prognozy polityczne (np. w 2020 r. całkiem serio uważałem, że Małgorzata Kidawa-Błońska może pokonać Andrzeja Dudę w wyborach prezydenckich). Ale akurat tym razem miałem nieco lepszą intuicję.
Bez powtórki z wyborów 2014
Przed wyborami w różnych rozmowach - ze znajomymi, kolegami i koleżankami z byłej już pracy, innymi dziennikarzami - szacowałem Jacka Jaśkowiaka na 40-45 proc. I prezydent właśnie w tych widełkach się zmieścił.
Zaskoczeniem nie jest też drugie miejsce Zbigniewa Czerwińskiego. To jednak on był faworytem wyścigu o miejsce w II turze. Mimo wszystko, mimo całej tej narracji, że możemy mieć powtórkę z wyborów w 2014 r...
...i że oto Przemysław Plewiński, szerzej nieznany kandydat mocnej w Poznaniu Polski 2050 i całej Trzeciej Drogi, może wypchnąć kandydata PiS Zjednoczonej Prawicy z wyborczej "dogrywki". A potem samemu zdetronizować urzędującego prezydenta. Zupełnie jak Jaśkowiak Grobelnego.
Musimy Plewińskiemu oddać, że całkiem umiejętnie się z tą narracją przebił, sugerując wprost, że teraz tylko on może pokonać Jaśkowiaka. Dlatego wielu już widziało oczami wyobraźni powtórkę sprzed dekady.
Co ciekawe, widział ją chyba również sam Jaśkowiak, który pod koniec kampanii zaczął wychwalać Czerwińskiego. A Plewińskiego - wyzywać od "obrońców pedofili i przestępców, którzy gwałcą wibratorami".
Tyle że ci, co dostrzegali analogie, uparcie nie chcieli zauważyć istotnych różnic.
ZOBACZ TAKŻE:
Wybory 2024 jak 2014, Jaśkowiak jak Grobelny, Plewiński jak... Jaśkowiak? 7 podobieństw i 7 różnic [ANALIZA]
Przestrzegałem, że porównywanie Plewińskiego do "tamtego" Jaśkowiaka oraz - tym bardziej - "tego" Jaśkowiaka do ówczesnego Grobelnego to daleko idące uproszczenie.
Już choćby z powodu partyjnych szyldów - Jaśkowiak jako kandydat Koalicji Obywatelskiej po prostu nie miał prawa spaść poniżej 30 proc. Co przydarzyło się Grobelnemu w tamtym pamiętnym 2014 r. i co zapoczątkowało jego wyborczą klęskę.
Tylko żółta kartka dla Jaśkowiaka
Prezydent Jacek Jaśkowiak dostał tymczasem 43,7 proc. głosów. To wyraźnie najlepszy wynik z całej stawki, który daje mu nawet nie żadne pole position przed II turą, tylko prawdziwą autostradę do 15-letnich łącznie rządów.
Do trzeciej kadencji, na którą - co słusznie przypomną mu złośliwi - pierwotnie obiecywał nie kandydować, tyle że coś mu się odwidziało i zmienił zdanie.
Te blisko 44 proc. głosów burzy narrację jego krytyków. Zaprzecza ich opowieści, że Poznań jest jakimś uciemiężonym miastem, rozkopanym i zniszczonym przez fatalnego prezydenta, który poobsadzał stołki swoimi kumplami i którego wszyscy mają dość.
Jakoś jednak te 44 proc. wcale nie ma go dość i chce jego dalszych rządów.
Z drugiej strony - rezultat Jaśkowiaka burzy również jego własną narrację. Tę, którą widzieliśmy na jego FB i w wywiadach, gdy opowiadał o zadowolonych mieszkańcach. Którzy - podobno - na ulicach podchodzą do niego i gratulują przeprowadzanych remontów.
Jakoś jednak te 56 proc. wcale nie jest szczęśliwych i chce zmiany prezydenta.
Tak właściwie - prawda leży pośrodku. Nastroje w mieście nie okazały się tak świetne, jak twierdził Jaśkowiak i jego otoczenie (zdaje się, że do końca liczyli na wygraną w I turze, a sporo zabrakło)...
...ale nie są też tak koszmarne, jak przekonywali miejscy aktywiści pod szyldem Społecznego Poznania czy internauci skupieni wokół profilu Poznaniatora. Znów okazało się, że to bańka (choć już wyraźnie większa niż sześć lat temu), która nie chciała dostrzec ani tym bardziej zrozumieć ludzi zadowolonych z rządów "Dżej Dżeja".
Podczas wieczoru wyborczego sporo mówiło się o "żółtej kartce" dla Jaśkowiaka. Słusznie. Z kilku powodów:
- świadczy o tym już sam fakt, że JJ będzie musiał stanąć do II tury
- Jaśkowiak dostał 82 tys. głosów, co oznacza, że w porównaniu z 2018 r. - przy nie tak znowu dużo niższej frekwencji - stracił aż 46 tys. wyborców
- do poznańskiej rady miasta KO dostała 49,1 proc. głosów, a wyraźnie niższy wynik Jaśkowiaka oznacza, że część wyborców Koalicji z premedytacją nie oddała głosu na obecnego prezydenta
- potwierdzają to również szczegóły z sondażu exit poll, zrobionego przez OGB na zlecenie WTK, gdzie widać wyraźne przepływy między wyborcami partii a kandydatami na prezydenta - scena polityczna w Poznaniu w tych wyborach nie była zabetonowana
Na którego kandydata oddał(a) Pan(i) przed chwilą swój głos w wyborach na Prezydenta Poznania?
— Telewizja WTK (@TelewizjaWTK) April 7, 2024
VS
Na który komitet oddał(a) Pan(i) przed chwilą swój głos w wyborach do Rady Miasta Poznania?
Exit poll na zlecenie WTK. OGB z godz. 20 pic.twitter.com/FYGNt8cYFz
Sufit nie do przebicia dla PiS
Jeśli jednak trzymamy się terminologii piłkarskiej... To okej, Jaśkowiak dostał żółtą kartkę, ale poza tym pod koniec meczu prowadzi 2-0. Dodatkowo rywale właśnie sprokurowali mu rzut karny - w postaci składu II tury.
Już to, że Zbigniew Czerwiński i spółka tak jarają się zwykłym WEJŚCIEM DO II TURY, mówi samo za siebie. Faktycznie - dotąd w Poznaniu NIKOMU z PiS-u nawet to się nie udało:
wybory 2002: Marcin Libicki - 8,4 proc. - piąte miejsce
wybory 2006: Jacek Tomczak - 19,6 proc. - trzecie miejsce
wybory 2010: Tadeusz Dziuba - 14,1 proc. - trzecie miejsce
wybory 2014: Tadeusz Dziuba - 19,5 proc. - trzecie miejsce
wybory 2018: Tadeusz Zysk - 21,7 proc. - drugie miejsce (ale bez II tury)
Teraz - po latach prób - w końcu dopięli swego. Złośliwi dodadzą, że wymagało to schowania szyldu partii i schowania się za jakąś Zjednoczoną Prawicą, a także przygarnięcia na listy wyborcze kilku panów z Konfederacji (tak na marginesie - po co im to było? - żaden z nich nie wszedł do rady miasta; nawet lider jednej z list Piotr Tuczyński przegrał z "dwójką" Sarą Szynkowską vel Sęk)
Zresztą na tym wejściu do II tury dobre wiadomości dla PiS-u Zjednoczonej Prawicy się kończą. Spójrzcie tylko, jak wyglądały w Poznaniu pojedynki ich kandydatów w II turze wyborów prezydenckich...
prezydenckie 2005: Lech Kaczyński 33,3 proc. (vs D. Tusk 66,7 proc.)
prezydenckie 2010: Jarosław Kaczyński 27,7 proc. (vs B. Komorowski 72,3 proc.)
prezydenckie 2015: Andrzej Duda 31,6 proc. (vs B. Komorowski 68,4 proc.)
prezydenckie 2020: Andrzej Duda 28,1 proc. (vs R. Trzaskowski 71,9 proc.)
Mało? To spójrzmy jeszcze na wybory do Senatu, gdy startowało tylko dwóch kandydatów:
Senat 2015: Stanisław Mikołajczak 32,8 proc. (vs Jadwiga Rotnicka 67,2 proc.)
Senat 2019: Przemysław Alexandrowicz 28,0 proc. (vs Marcin Bosacki 72,0 proc.)
Senat 2023: Ewa Jemielity 22,4 proc. (vs Rafał Grupiński 77,6 proc.)
Szczególnie wyniki niedawnych wyborów parlamentarnych do Senatu - gdzie Rafał Grupiński i, pod Poznaniem, Waldy Dzikowski (notabene wysyłani wcześniej na emeryturę przez... Jacka Jaśkowiaka) zrobili miazgę ze swoich rywalek - pokazują realne możliwości PiS-u w Poznaniu.
Kandydat partii Kaczyńskiego wygrywający wybory na prezydenta Poznania? To brzmi równie prawdopodobnie jak Marta Lempart wstępująca do PiS-u albo abp Marek Jędraszewski idący w marszu równości.
Na razie Czerwiński zaklina rzeczywistość, no bo co innego miałby robić.
Dziękuję za wszystkie rozmowy, życzenia powodzenia i wyrazy wsparcia! Czuć, że nadchodzi #ZmianaDlaPoznania pic.twitter.com/uFvQtcLNA7
— Zbigniew Czerwiński (@Z_Czerwinski) April 9, 2024
Za dwa tygodnie pewnie usłyszymy, że robił co mógł, a te 25 proc., może w porywach 30 proc., które ugra, i tak uzna za sukces.
Zwróćmy uwagę, że Czerwiński w I turze (20,3 proc.) nie za wiele dodał do sejmowego wyniku swojej partii (18,6 proc.). Mimo że w tym przypadku to on startował z pozycji pretendenta, a nie rządzącego, a sprawę powinno mu ułatwić wspomniane wkurzenie części poznaniaków na Jaśkowiaka.
Wystarczyło jednak, żeby ledwo, ledwo wejść do II tury z obecnym prezydentem.
Exit poll nie dał rady, Plewiński też
Szczególnie rozczarowany takim obrotem spraw musi być Przemysław Plewiński. Zdaje się, że on sam też naprawdę uwierzył, że może być jak Jaśkowiak z 2014 r. Tymczasem...
Sporo namieszał tu wspomniany exit poll dla WTK. Jego pierwsze wyniki sugerowały, że Plewiński ustąpił Czerwińskiemu dość wyraźnie, i że o mało nie przegrał nawet z Beatą Urbańską - kandydatką Lewicy.
Pompowany od paru tygodni balonik pękł z hukiem. Rozgoryczony Plewiński zdążył pogratulować Jaśkowiakowi wygranej w całych wyborach, na oczach telewidzów oznajmił też, że zamiast na głosowanie w II turze wybiera się na wakacje...
Kandydat TD (@PL_2050) @PrzemoPoznanski (który nie wszedł do II tury) właśnie dał do zrozumienia, że w sumie ma w d... tę II turę i w niej nie zagłosuje, bo jedzie na wakacje. Kurtyna. Dobre podsumowanie tego, kto rywalizował z JJ w tych wyborach.
— Seweryn Lipoński (@SewekLiponski) April 7, 2024
...choć już w poniedziałek rano Plewiński pewnie był o krok od odkręcenia tych wakacyjnych planów, bo oto wyniki spływające z kolejnych komisji nie do końca pokrywały się z exit pollem. Sugerowały raczej zacięty wyścig łeb w łeb.
Koniec końców Plewiński ten wyścig z Czerwińskim przegrał. Ale różnica była malutka. Nieco ponad 1 pkt proc. Czy, jak kto woli, niespełna 2,5 tys. głosów. Czyli nawet mniej niż w przywoływanym 2014 r. między Jaśkowiakiem a Dziubą.
Tyle że wtedy była to różnica na niekorzyść PiS-u. Teraz sytuacja się odwróciła.
Zamiast powtórki z wyborów w 2014 r. dostaliśmy zatem bardziej powtórkę z 2010 r. Prezydent co prawda nie daje rady wygrać w I turze, ale wynik ma bardzo solidny, a przewagę nad rywalami - wręcz miażdżącą.
Do wyborczej "dogrywki" wchodzi nieprzekonujący konkurent skazywany z góry na porażkę. Za bardzo nie ma nawet pola manewru, by powalczyć, uszczknąć prezydentowi trochę głosów. Emocji brak. Frekwencji też. No i zaskoczenia oczywiście też.
Społeczny Poznań się nie liczył
Jeszcze inną analogią do 2010 r. jest wynik komitetu Społeczny Poznań.
Już w trakcie kampanii kilka razy przyrównywałem ich do My-Poznaniaków z tamtych wyborów. I efekt też jest całkiem podobny: kandydat na prezydenta z przyzwoitym rezultatem, który jednak nie rzuca nikogo na kolana, i zero ludzi wprowadzonych do rady miasta.
Taka ciekawostka: Łukasz Garczewski dostał 11,5 tys. głosów - niemal identycznie jak... Jacek Jaśkowiak pod szyldem My-Poznaniaków w 2010 r. Z tym że Garczewski przy wyższej frekwencji - dlatego procentowo jego wynik był nieco gorszy.
Teraz Społeczny Poznań brnie w jakąś dziwaczną narrację, że "zmienili los tych wyborów", że niby bez nich nie byłoby II tury.
Terefere. Załóżmy hipotetycznie, że gdyby nie Społeczny Poznań - jego wszyscy wyborcy zagłosowaliby na Jaśkowiaka (dość nieprawdopodobny scenariusz)...
...to nawet wtedy Jaśkowiakowi zabrakłoby do wygranej w I turze.
Jest to zatem narracja równie przekonująca jak opowieści niedoszłego kandydata na prezydenta Poznania posła Bartłomieja Wróblewskiego, że to on doprowadził do budowy szkoły w Cerekwicy czy planowanej budowy wiaduktu na Starołęce.
W walce o radę miasta - już nieco inaczej niż My-Poznaniacy w 2010 r. - Społeczny Poznań kompletnie się nie liczył. Nigdzie nawet nie był bliski zdobycia mandatu. Większość wyborców przeszła obok niego zupełnie obojętnie.
W efekcie po raz pierwszy od kadencji 2010-2014 w radzie miasta nie zasiądzie żaden przedstawiciel ruchów miejskich startujący z bezpartyjnego komitetu.
Znamienne, że Dorota Bonk-Hammermeister i Tomasz Wierzbicki - który w przeszłości byli takimi radnymi i przecierali szlaki - teraz co prawda do rady znów się dostali... ale już z partyjnych list.
Jeszcze bardziej znamienne, że sam Społeczny Poznań swoim kandydatem na prezydenta zrobił partyjnego działacza z Lewicy Razem. No umówmy się - nie dodawało to całemu przedsięwzięciu wiarygodności. I to przy całym szacunku dla społecznej działalności Garczewskiego.
Na finiszu kampanii komitet musiał np. prostować tekst portalu oko.press, gdzie autorka początkowo napisała, że "Społeczny Poznań jest reprezentowany przez partię Razem".
Tylko pozorna walka z "jackizmem"
Jak już płynnie przeszliśmy sobie do podzielonej lewicy - kandydatka tej "łagodniejszej" lewicy Beata Urbańska zaskakująco dobrze wypadła w exit poll. Wynik powyżej 14 proc. mógł sugerować, że będzie to solidny występ, może nawet na poziomie Tomasza Lewandowskiego z 2014 r.
A może do tego udałoby się wyprzedzić Plewińskiego i zająć trzecie miejsce?...
Poranne oficjalne wyniki rozwiały te złudzenia. Rzeczywisty rezultat Urbańskiej wyniósł 10,7 proc. i jak na lewicę w Poznaniu jest to osiągnięcie co najwyżej przeciętne.
Dodatkowym policzkiem jest fakt, że Urbańska nie dostała się nawet do rady miasta, bo całej liście Lewicy w tym okręgu zabrakło dokładnie... 37 głosów, aby wydrzeć jeden z mandatów Koalicji Obywatelskiej.
Kandydatce Lewicy nie udało się dobrze sprzedać narracji, że jest alternatywą dla Jaśkowiaka, nawet jeśli mówiła o zakończeniu w Poznaniu "jackizmu".
Jednocześnie bowiem inny czołowy kandydat tego komitetu, wspomniany dawny lider poznańskiej lewicy Tomasz Lewandowski, wciąż jest szefem ZKZL-u (czyli - de facto - podwładnym Jaśkowiaka) i jest wśród prezesów miejskich spółek, którym krytycy prezydenta wytykają wysokie zarobki.
Jednocześnie Halina Owsianna, Dorota Bonk-Hammermeister i Paweł Sowa - bezpartyjni radni klubu Wspólny Poznań kandydujący z list Lewicy - dotąd w kluczowych sprawach wspierali Jaśkowiaka, głosowali za udzieleniem mu wotum zaufania i pomagali przyklepać budżet miasta.
Jednocześnie Bonk-Hammermeister naiwnie zgodziła się na wykorzystanie swojego zdjęcia przez sztab prezydenta (później jeszcze bardziej naiwnie tłumaczyła, że nie wiedziała, że zostanie użyte w kampanii)...
...a jakby tego było mało, tuż przed ciszą wyborczą zarówno DBH, jak i Owsianna dały się sfotografować z Jaśkowiakiem raz jeszcze - w dość, hmm, oryginalnej pozie. Oczywiście też zostało to wykorzystane - zaraz po I turze.
Gdzie tu jest, do choinki, "koniec z jackizmem"???
Jeśli Urbańska chciała narzucić taką narrację - to chyba zapomniała ustalić z koleżankami wspólną wersję. Nawet nie chcę wiedzieć, co o tym wszystkim myśli jeszcze inny polityk Lewicy - Bartłomiej Stroiński, który od miesięcy jechał po Jaśkowiaku straszliwie i stał się niemal jego osobistym hejterem.
Cały paradoks polega na tym, że to DBH, Owsianna i Lewandowski (o ile zdecyduje się porzucić posadę w ZKZL-u) weszli do rady miasta, a Urbańska czy Stroiński nie.
--
Przed nami jeszcze II tura. Ale wszystko wskazuje, że emocji będzie w niej tyle, co kot napłakał.
Najciekawsze w przywołanym pojedynku z 2010 r. wydarzyło się dopiero... kilka lat po wyborach. Kiedy Grobelny w książce "Maraton" wypominał Ganowiczowi, że ten po II turze nie zadzwonił do niego, by pogratulować wygranej.
No, zobaczymy, czy teraz - za niespełna dwa tygodnie - zadzwoni Czerwiński. Nie wydaje się prawdopodobne ani w ogóle możliwe, by musiał dzwonić Jaśkowiak.
Spodobał Ci się ten tekst? Możesz go udostępnić: