SEWERYN LIPOŃSKI
21 października 2023
Katarzyna Kierzek-Koperska i Bartosz Zawieja wrócili z politycznych zaświatów. Adam Szłapka cieszy się z imponującego wyniku, a Jacek Tomczak znów przedłużył swój 18-letni staż w Sejmie. Ale przegranych też nie brakuje - z kandydatami PiS na czele.
Już trochę opadły emocje, już można na spokojnie przeanalizować wyniki i to, jak komu poszło. Tak jak po każdej kampanii - nie brakuje zwycięzców oraz wielkich przegranych.
Wybrałem po sześć nazwisk. To w większości politycy z Poznania. Jest też garstka kandydatów z innych części Wielkopolski, ale niewielu, bo mówiąc wprost - tamtejszych realiów nie znam aż tak dobrze jak poznańskich. A kampanii w tych okręgach nie śledziłem aż tak szczegółowo.
ZOBACZ DZIAŁ SPECJALNY WYBORY PARLAMENTARNE 2023
Zarówno lista wygranych, jak i przegranych mogła być dłuższa. Zastanawiałem się, czy za sukces mimo wszystko nie uznać wyników niektórych polityków PiS (takich jak Marcin Porzucek czy Piotr Kaleta), którzy z odległych miejsc zebrali dużo głosów i ponownie weszli do Sejmu.
No tak - ale ich partia najpewniej straci władzę. Nic im zatem po tej drobnej satysfakcji.
Z kolei do przegranych można by jeszcze zaliczyć np. Grzegorza Ganowicza. Szef poznańskiej rady miasta kandydował do Sejmu z ostatniego miejsca, a biorąc pod uwagę znane nazwisko i to, że w wyborach samorządowych zwykle wymiatał - to mógł mieć nadzieję na wejście do parlamentu.
To byłoby dla niego osobiście dodatkowe i symboliczne nawiązanie do wyborów '89 - gdy senatorem z Poznania został jego ojciec Ryszard Ganowicz. Cóż, nie udało się. Trudno tu jednak mówić o jakiejś spektakularnej porażce. Dlatego Ganowicz jr do zestawienia ostatecznie się nie załapał.
Podkreślmy jeszcze tylko: zaliczenie do "wielkich przegranych" nie musi oznaczać, że ktoś sam zawalił sprawę - w niektórych przypadkach kluczowe było np. kiepskie miejsce na liście lub słaby wynik całej partii w skali kraju.
Zacznijmy jednak od tych, którym poszło dobrze, a nawet bardzo dobrze.
WYBRANY NA POSŁA | Koalicja Obywatelska (nr 1 na liście) | 149 064 głosy
Jako lider poznańskiej listy Koalicji Obywatelskiej - przewodniczący Nowoczesnej był praktycznie pewny mandatu. Mógłby w zasadzie nic nie robić, przeleżeć te dwa miesiące na Maderze na Bali, a i tak wszedłby z wysokim wynikiem.
Jednak Szłapka prowadził kampanię tak, jakby walczył o mandat nie z "jedynki" z Poznania, tylko z "10" w jakimś Krośnie. Albo o wejście do finału w jakimś "Mam Talent" (Szymon Hołownia lubi to). Takim, w którym jury nienawidzi polityków i od początku trzymają ręce na czerwonym przycisku.
Taką wisienką na torcie był piątek przed ciszą wyborczą. Wówczas Szłapka rozesłał mediom szczegółową rozpiskę, z której wynikało, że będzie zapieprzał przez 24h - od północy do północy. Poprowadził m.in. "burzę przed ciszą", czyli finałowy wiec opozycji na placu Wolności.
To wszystko dało piorunujący efekt w postaci blisko 150 tys. głosów. To był trzeci najwyższy wynik w kraju - po Donaldzie Tusku w Warszawie i Jarosławie Kaczyńskim w Świętokrzyskiem. Tak przy okazji - ciekawostka:
Zaczynam akt. politycznej mapy #Poznań o #wybory2023. Na początek @adamSzlapka.
— Seweryn Lipoński (@SewekLiponski) October 18, 2023
Od razu ciekawostka: wiecie, że Szłapka kiedyś nie wywalczył reelekcji do rady miejskiej w Kościanie? Dostał wtedy... 88 głosów. Dziś zgarnia 149 TYSIĘCY. Trzeci wynik w kraju. Nie wolno się poddawać. pic.twitter.com/eFDKSlAyQH
Te przegrane przez Szłapkę wybory do rady miejskiej w Kościanie były 13 lat temu. Kawał czasu.
Dziś jest politykiem z pierwszego szeregu, i to nie tylko w Poznaniu, ale w całym kraju. Cały czas kieruje też Nowoczesną - czyli jest liderem drugiej największej partii zrzeszonej w Koalicji Obywatelskiej. To upoważnia go do stawania w jednym szeregu z Tuskiem czy z Barbarą Nowacką.
Zaraz może zostać ważnym ministrem. Ciekawe, co będzie z nim dalej, i to bardziej w perspektywie dwóch-trzech sejmowych kadencji. Szłapka ma bowiem dopiero 38 lat. Prawdziwy polityczny prime time dopiero przed nim. Przyszły premier? Kto wie.
WYBRANA NA POSŁANKĘ | Koalicja Obywatelska (nr 2 na liście) | 20 091 głosów
Jej polityczny comeback może nie jest aż takim zaskoczeniem, jak fakt, że nastąpiło to tak szybko. I w dodatku - praktycznie w tym samym środowisku.
Cały czas pamiętam podłamaną Kierzek-Koperską, gdy w lipcu 2020 r. żaliła się, że Jacek Jaśkowiak jest "złym człowiekiem". I zarzucała mu spisek przeciwko niej (notabene miał w nim też brać udział... Adam Szłapka).
Prezydent niemal dokładnie w tej samej chwili zwalniał ją ze stanowiska swojej zastępczyni.
Zdawało się, że Kierzek-Koperska jest w Koalicji Obywatelskiej całkowicie spalona, bo jednocześnie jej ówczesna partia - Nowoczesna - utrąciła ją z funkcji szefowej regionalnych struktur. Posłanka Paulina Hennig-Kloska tłumaczyła to tak:
- Pani przewodnicząca już od dłuższego czasu nie angażowała się w kwestie wewnętrzne, polityczne w Nowoczesnej. Region nie był w ogóle koordynowany. Na taką dalszą sytuację nie mogliśmy sobie pozwolić.
(Co za ironia losu: dziś to jednak Kierzek-Koperska zdobywa mandat z listy Koalicji Obywatelskiej i spotka się w sali sejmowej z PHK, która z kolei jest już w innym miejscu - a konkretnie w Polsce 2050)
Ten powrót do świata żywych powrót do czynnej polityki Katarzyna Kierzek-Koperska zawdzięcza Rafałowi Grupińskiemu i Markowi Woźniakowi. Ten pierwszy przygarnął ją do swojej "frakcji" w Platformie Obywatelskiej. Ten drugi - powierzył stanowisko w Wielkopolskim Funduszu Rozwoju.
Mniej więcej pół roku temu Kierzek-Koperska zaczęła znów pojawiać się w mediach. I nagle - bum! - wylądowała na drugim miejscu na liście KO do Sejmu.
To była niezła pozycja wyjściowa, ale jeszcze nie dawała żadnej gwarancji, o mandat posłanki trzeba było się trochę postarać. I Kierzek to zadanie wykonała. Kampanię zrobiła poprawną, może nie była szczególnie przebojowa, ale nadrabiała aktywnością.
Zapewne zebrała też swoisty "bonus" jako pierwsza kobieta na liście. To musi jej dawać szczególną satysfakcję, bo od dawna podkreśla, że rola kobiet w polityce powinna być większa.
WYBRANY NA POSŁA | Koalicja Obywatelska (nr 5 na liście) | 9 103 głosy
Kolejny z ludzi skonfliktowanych z Jackiem Jaśkowiakiem (przyznajmy, będzie ich trochę w nowym parlamencie, bo do tej kategorii należy też zaliczyć Rafała Grupińskiego i Waldy Dzikowskiego - czyli nowych senatorów).
Trudno akurat o Zawiei mówić, że był na zupełnym politycznym aucie, bo jednak pozostawał szefem poznańskich struktur Platformy Obywatelskiej. To nie byle co - zwłaszcza w takim mieście jak Poznań.
Szczerze mówiąc myślałem, że będzie chciał wrócić do samorządu, i że ta parlamentarna kampania to bardziej przetarcie przed wiosennymi wyborami. Tymczasem - zonk! - Zawieja został posłem.
Trzeba mu oddać, że zrobił widoczną kampanię. Mocno promował się w internecie (jeszcze do niedawna nie miał fanpage'a na FB ani profilu na Twitterze czy na Instagramie - na czas kampanii miał już wszystkie trzy!).
Musiał też wyjść poza Górczyn i Grunwald - gdzie przed laty kosił po 3-3,5 tys. głosów i z łatwością zdobywał mandat radnego. Teraz potrzebował tych głosów więcej z całego miasta i powiatu.
Towarzyszył mu cały "team Zawieja". Momentami było to nieco przaśne, jak np. któregoś dnia, gdy jedna z osób zaangażowanych w ten team zadzwoniła i zapytała: - Jutro o 16 Bartek Zawieja będzie rozdawał jabłka na moście Teatralnym. Może przyjechalibyście z kamerą?...
Oczywiście nie pojechaliśmy, a Zawieja - mimo to - oczywiście był i rozdawał:
#DzieńJabłkaZBartkiem
— Bartosz Zawieja (@BartoszZawieja) September 28, 2023
Z okazji #MiędzynarodowyDzieńJabłka #TeamZawieja rozdawał jabłka od polskich sadowników spod Poznania. Wspólnie rozdaliśmy mniej więcej 450 jabłek, rozchodziły się błyskawicznie. Była też okazja to pogadania, kilka osób ostro przepytało mnie z planów na… pic.twitter.com/mZiWMPmBRH
Wystarczyło tego wszystkiego akurat na 9,1 tys. głosów i ostatni z pięciu mandatów poselskich dla Koalicji Obywatelskiej. Zobaczymy, jak Zawieja sobie poradzi przy Wiejskiej, bo od sześciu lat nie zasiadał choćby w radzie miasta.
Zdążył też - jako jeden z nielicznych kandydatów - naskładać konkretnych obietnic. Lista #5KonkretowZawiei objęła m.in. budowę basenu w południowo-zachodniej części Poznnania oraz powołanie zespołu parlamentarnego ściśle ds. rozwoju aglomeracji poznańskiej.
WYBRANA NA POSŁANKĘ | Trzecia Droga (nr 1 na liście) | 33 815 głosów
To była jej pierwsza kampania wyborcza - co wielokrotnie podkreślała. Czasami zdawało się, że mówi to na swoją obronę, bo ta kampania nie była dla niej szczególnie łatwa. Musiała po kolei mierzyć się np. z pytaniami:
- ...o lawirowanie Szymona Hołowni w sprawie wspólnej listy opozycji
- ...o poglądy Jacka Tomczaka i wyjaśniać, że się z nimi nie zgadza
- ...o stanowisko Trzeciej Drogi w sprawie liberalizacji przepisów aborcyjnych
Do tego ten Tomczak na drugim miejscu listy... Ze swoimi billboardami, plakatami, ulotkami, spotami w telewizji, a także organizowanymi co 2-3 dni konferencjami i ze słynnym plackiem rozdawanym poznaniakom.
To wszystko mogło spędzać Ewie Schädler sen z powiek. Co prawda zapowiadała, że Trzecia Droga walczy w Poznaniu o dwa mandaty, ale umówmy się - dość długo realny wydawał się tylko jeden.
A i to nie było takie pewne, przecież niemal do końca trwały spekulacje, czy Trzecia Droga nie spadnie jednak pod 8-procentowy próg wyborczy. Torując PiS-owi - nomen omen - drogę do trzeciej kadencji rządów.
Tak się ostatecznie nie stało, Trzecia Droga - pewnie m.in. dzięki tym spekulacjom - tuż przed głosowaniem zaczęła rosnąć, rosnąć... i urosła do 14,4 proc. A w samym Poznaniu - aż do 16,5 proc.
Z kolei sama Schädler w tym wewnętrznym pojedynku z Tomczakiem okazała się lepsza. Mimo kampanii prowadzonej z dużo mniejszym rozmachem. Może lepiej wiedziała, do kogo dotrzeć...
...a może po prostu ziścił się scenariusz, o którym tyle mówili ludzie z Polski 2050, że chcą przyciągnąć ludzi niezainteresowanych dotąd polityką. I że ci ludzie chętniej zagłosują na zupełnie nowe twarze.
Sądząc po wysokiej frekwencji, a także po solidnych wynikach Schädler (blisko 34 tys. głosów) oraz innych kandydatów Polski 2050 (m.in. pierwsi pod kreską Agata Sobczyk - 6,1 tys. - i Dobrosław Rola - 5,5 tys.) - to się faktycznie udało.
WYBRANY NA POSŁA | Trzecia Droga (nr 2 na liście) | 24 918 głosów
Mimo wszystkiego, co napisałem powyżej, samego Jacka Tomczaka też należy umieścić w tym zestawieniu jako zwycięzcę.
Jego sytuacja i pozycja wyjściowa - wbrew pozorom - też nie była taka prosta:
- zwykle nawet znana "dwójka" przegrywa jednak z liderem listy, a - jak już wspomniałem - mało kto spodziewał się, że Trzecia Droga weźmie w Poznaniu drugi mandat
- przez ostatnie cztery lata Tomczak był posłem wybranym nie z Poznania, tylko z Konina, co trochę osłabiało jego hasła typu "poseł poznaniak" czy "poseł z twojego fyrtla"
- jego konserwatywne poglądy i przeszłość w PiS mogły być dużym potencjalnym obciążeniem, zwłaszcza w kontekście pogłosek, że w razie minimalnej przegranej Kaczyński i spółka spróbują przeciągnąć na swoją stronę takich właśnie posłów
Można było odnieść wrażenie, że Tomczak intensywną kampanią chce się od tego zdystansować, a skupić na tym, co "tu i teraz". Co ważne - w ostrych słowach i bez oporów krytykował rządy PiS. Bardzo kategorycznie zaprzeczał wspomnianym spekulacjom.
Tu nie było żadnej pozostawionej furtki typu "warto rozmawiać z każdym", albo "skupiamy się na wyborach, a co potem, to pokażą wyniki". Na wzmiankę o Łukaszu Mejzie czy Zbigniewie Ajchlerze - Tomczak wręcz się obruszył.
To mogło uspokoić jego dotychczasowych wyborców, że głosując na Tomczaka, na pewno oddają głos na polityka opozycyjnego wobec PiS i to się po wyborach nie zmieni.
Tym samym nie zmieniło się też jedno z podstawowych praw poznańskiej polityki, które mówi, że Jacek Tomczak zawsze wchodzi do Sejmu. Pomijając jego debiutancki start sprzed ponad 20 lat - później za każdym razem się dostawał.
Nawet gdy w 2015 r. z podziału mandatów wychodziło, że się nie dostał, to poratowała go... Zjednoczona Lewica - która spektakularnie wywróciła się o próg wyborczy. Wówczas Tomczak "przechwycił" mandat, który w normalnej sytuacji należałby się Katarzynie Kretkowskiej.
Teraz już wiemy - poseł Jacek Tomczak przedłuży swój parlamentarny staż przynajmniej do 22 lat. Oczywiście o ile nie będzie jakiegoś skrócenia kadencji jak w 2007 r.
WYBRANA NA POSŁANKĘ | Koalicja Obywatelska (nr 2 na liście - okręg 36 - Kalisz) | 21 819 głosów
Zmiana politycznego obozu zawsze jest obarczona ryzykiem. Tym bardziej tuż przed wyborami. Co sobie pomyślą wyborcy? Co jeśli część nowej ekipy cię nie zaakceptuje i zamiast wsparcia będą ci po kryjomu podstawiać nogę? Co jeśli dziennikarze i polityczni konkurenci będą ci wypominać dawne wypowiedzi?
Zresztą, co tu dużo mówić, wystarczy spojrzeć na przypadki Zbigniewa Gryglasa, Moniki Pawłowskiej, Zbigniewa Ajchlera czy choćby Hanny Gill-Piątek.
Decyzja Karoliny Pawliczak o odejściu z Lewicy z pewnością nie była więc łatwa.
Jej główną przyczyną miał być sprzeciw Lewicy wobec wspólnej listy opozycji. Posłanka Pawliczak była zwolenniczką takiego rozwiązania.
Już wtedy mówiło się, że jej odejście jest też - mimo wszystko - podyktowana pewną polityczną kalkulacją. Poprzednim razem Pawliczak dostała się do Sejmu z "trójki", z drugim wynikiem, na liście w okręgu kalisko-leszczyńskim.
Z tym że już wtedy ten drugi mandat dla Lewicy był niemal cudem. Spójrzcie:
Kilkaset głosów więcej i wzięłaby go Konfederacja. Niedużo brakowało też PSL-owi.
Można było przewidywać, że w tych wyborach już tak dobrze dla Lewicy nie będzie i skończy się na jednym mandacie, który i tak weźmie Wiesław Szczepański. I faktycznie tak się właśnie stało.
Tymczasem Pawliczak przez kilka miesięcy pozostawała posłanką niezrzeszoną. Początkowo zaprzeczała, jakoby była dogadana z Koalicją Obywatelską, ale krótko potem oznajmiła, że jest jednak gotowa wystartować pod jej szyldem.
Wynegocjowała sobie dobre, drugie miejsce na liście KO, dzięki czemu w miarę spokojnie (prawie 22 tys. głosów, trzeci wynik z listy, weszły cztery osoby) zapewniła sobie pozostanie w Sejmie.
BEZ MANDATU | Prawo i Sprawiedliwość (nr 3 na liście) | 26 876 głosów
Władze PiS długo trzymały listy wyborcze w tajemnicy, a gdy w końcu je pokazały, to Jadwiga Emilewicz - która dopiero co wróciła do rządu - zdawała się być na straconej pozycji.
Trzecie miejsce na liście, która zapewne weźmie tylko dwa mandaty. Na dwóch pierwszych - lokalni liderzy partii. Którzy w przeszłości sami wchodzili z dalszych miejsc i potrafią robić kampanie. Do tego wciąż status "spadochroniarki" z Krakowa, nawet jeśli już nie kłujący w oczy tak, jak w 2019 r.
Przyznaję, do samego końca byłem przekonany, że Emilewicz nie ma szans.
A jednak - gdy zaczęły spływać pierwsze szczegółowe wyniki - okazało się, że w samym Poznaniu Emilewicz nawet wygrywa z Wróblewskim. Gdy zaczęły dochodzić wyniki z powiatu - okazało się, że i tam wcale nie jest dużo słabsza, łącznie szli łeb w łeb.
Różnica między @bwroblewski i @JEmilewicz przez chwilę wynosiła 19 głosów. Teraz wzrosła do ok. 100. Przypominam, że mówimy o bezpośredniej rywalizacji o drugi (i ostatni) mandat @pisorgpl w #Poznań. pic.twitter.com/eFnOcw8210
— Seweryn Lipoński (@SewekLiponski) October 16, 2023
Pani wiceminister zainwestowała w tę kampanię sporo zdrowia i energii (a pewnie też i pieniędzy). Zrobiła mnóstwo konferencji, miała własny spot wyborczy, przedstawiała swoje "konkrety" na kolejną kadencję.
Tyle tego wszystkiego było, że pod koniec kampanii już nie wyrabiała, np. wpadła spóźniona do naszego studia - gdzie trwała już Otwarta Antena (notabene zgodziła się wtedy last minute zastąpić Szymona Szynkowskiego vel Sęk).
I wszystko na nic! Zaważyło niecałe 2 tys. głosów więcej dla Bartłomieja Wróblewskiego.
Widać było, że Wróblewski czuł w kampanii na plecach oddech Emilewicz. I on również - oddajmy mu to - robił co mógł, by natrzaskać tych głosów jak najwięcej. Wyskakiwał z lodówki, ze skrzynki, a nawet z poznańskich targów.
Tę rywalizację widać było również podczas... konwencji PiS miesiąc przed wyborami:
Walka na liście @pisorgpl o mandat poselski z #Poznań - na jednym ujęciu. Zwróćcie uwagę na interakcję między @bwroblewski i @JEmilewicz ????
— Seweryn Lipoński (@SewekLiponski) October 19, 2023
(fragment konwencji wojewódzkiej PiS z 16 września) pic.twitter.com/xttAcplskn
- Jeżeli będę schodzić ze sceny, to będę schodzić z niej z ogromną satysfakcją i z wielką miłością do Poznania - mówiła mi Emilewicz na wieczorze wyborczym po ogłoszeniu wstępnych wyników.
Przed wyborami przekonywała wręcz, że "polityczną przyszłość wiąże z Poznaniem", ale nie wiadomo, na ile aktualna jest teraz ta zapowiedź.
BEZ MANDATU | Koalicja Obywatelska (nr 4 na liście) | 6 319 głosów
Z pewnością pani senator nie tak wyobrażała sobie koniec parlamentarnej kariery.
Najpierw musiała się bronić przed szarżą Romana Giertycha, któremu zamarzył się powrót na Wiejską, a konkretnie - do Senatu. Upatrzył sobie okręg podpoznański. Akurat ten, który reprezentowała dotąd Rotnicka.
Partie opozycyjne - dopinające właśnie tzw. pakt senacki - nie były zgodne, co zrobić z tą samowolką Giertycha, a sama Rotnicka zaczęła stawiać silny opór. Między wierszami dawała nawet do zrozumienia, że jest gotowa iść na noże z własną partią, jeśli to byłaby cena powtórnego startu.
ZOBACZ TAKŻE:
Giertych wkracza do gry, Rotnicka gra all-in. Przepychanka o pewny mandat senatora spod Poznania [SCENARIUSZE]
Tymczasem koniec końców do Senatu nie wystartowali... ani Rotnicka, ani Giertych.
Pani senator wylądowała na poznańskiej liście Koalicji Obywatelskiej do Sejmu. Na czwartym miejscu, z pozoru niezłym, biorąc pod uwagę jej znane nazwisko.
Jednak okazało się, że za zasługi nikt mandatów poselskich nie rozdaje. Oczywiście nie można powiedzieć, że Rotnicka w ogóle nie prowadziła kampanii, ale... robiła to jakoś tak zbyt dyskretnie.
Tu i ówdzie dało się zauważyć jej plakaty. Tu i ówdzie rozdawała ulotki w centrum Poznania czy na targowisku w Swarzędzu. Wystąpiła też na konferencji kandydatek KO - z mocnym przekazem na temat spraw kobiet.
To wszystko było jednak za mało. Zapewne wyszedł tu pewien brak doświadczenia w prowadzeniu kampanii sejmowej, gdzie trzeba pokonać nie tylko rywali z konkurencyjnych partii (z tym Rotnicka przez lata radziła sobie bez problemu)...
Szykuję tekst o największych wygranych i przegranych #wybory2023 w #Poznań. Wśród tych drugich będzie @JRotnicka - która tym nieudanym startem do Sejmu zepsuła sobie znakomitą do tej pory wyborczą statystykę. Wcześniej WSZYSTKIE wybory kończyły się dla niej sukcesem. pic.twitter.com/wAGxqc5zTJ
— Seweryn Lipoński (@SewekLiponski) October 21, 2023
...ale trzeba też pokonać własnych kolegów i koleżanki z listy. Tymczasem Rotnicka z "czwórki" zrobiła dopiero siódmy wynik - przegrywając m.in. z miejską radną Martą Mazurek czy ze wspomnianym Bartoszem Zawieją.
Z pewnością nie bez znaczenia była głośna wpadka Rotnickiej w WTK. Podczas Otwartej Anteny stwierdziła, że "prędzej się Platforma porozumie z PiS-em niż z Konfederacją".
Wiadomo, że Rotnicka nie do końca to miała na myśli, ale wyszło bardzo niefortunnie. Nam zapewniła niespotykaną od dawna liczbę cytowań - natomiast sama sobie tym na pewno nie pomogła. Z tego, co słyszałem, osłabiło to jej pozycję negocjacyjną przy układaniu list.
Skończyło się tak, jak się skończyło - Jadwiga Rotnicka pierwszy raz w karierze przegrywa wybory i po raz pierwszy od 33 lat (!) nie będzie zasiadać ani w parlamencie, ani w radzie miasta.
BEZ MANDATU | Nowa Lewica (nr 2 na liście) | 14 452 głosy
Kolejna bardzo doświadczona polityczka, która żegna się z parlamentem. Z tym że w przypadku Kretkowskiej była to dość krótka - jedynie czteroletnia - przygoda.
Czy mogła potrwać dłużej? Cóż, o wypadnięciu Kretkowskiej z Sejmu zdecydował w dużej mierze kształt poznańskiej listy Nowej Lewicy, której liderką ponownie - podobnie jak cztery lata temu - była Katarzyna Ueberhan.
Tyle że Kretkowska ma potencjał, by przeskakiwać wyżej rozstawionych kandydatów. Już w 2015 r. - jako "trójka" - o mało nie weszła tak do Sejmu. Przeszkodził jej tylko ten nieszczęsny próg, o który wywróciła się cała lewica, przez co mandat wywalczony w Poznaniu przez Kretkowską "przechwycił" wspomniany już Jacek Tomczak.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że i tym razem Kretkowska mogła zrobić więcej, by powalczyć z Ueberhan o jedyny - jak słusznie przypuszczano - mandat dla Lewicy. Zwłaszcza że jakoś bardzo dużo ich nie dzieliło. Na Ueberhan zagłosowało 24 tys. ludzi. Na Kretkowską - 14 tys.
Dziennikarze wiedzą, że zazwyczaj w dyskusjach (zwłaszcza w telewizji) Kretkowska jest nie do okiełznania. Mówi długo i rozwlekle, nie pozwala sobie przerywać. A gdy już skończy i odda głos komuś innemu - szybko irytuje się, że ten ktoś też długo gada, zaczyna wtrącać: "A czy ja mogę...?".
Tymczasem w kampanii wyborczej - już poza studiem telewizyjnym - zupełnie nie było tego widać. Przeciwnie: Kretkowska wydawała się przygaszona i zrezygnowana. Tak jakby brakowało jej determinacji, wiary, że z tej "dwójki" wciąż może coś zdziałać.
Zupełnie inaczej niż w 2019 r. - gdy jej wewnętrzna rywalizacja na liście Lewicy z Ueberhan pełna była emocji i finalnie doprowadziła do wzięcia dwóch mandatów.
Oczywiście sytuacja była wtedy inna. Wtedy Lewica pełniła bardziej rolę zbliżoną do obecnej Trzeciej Drogi, wracała do Sejmu po czteroletniej przerwie, w skali kraju zgarnęła 12,6 proc. głosów. Teraz - wyraźnie mniej.
Co dalej z Kretkowską? Gdy cztery lata temu wchodziła do Sejmu, była akurat chwilowo na aucie, bo niespodziewanie nie dostała się do rady miasta. Teraz może być odwrotnie - i już za pół roku była już posłanka Lewicy może wrócić do doskonale sobie znanej sali sesyjnej przy pl. Kolegiackim.
BEZ MANDATU | Konfederacja (nr 1 na liście) | 16 214 głosów
Gdy w styczniu wygrywał prawybory Nowej Nadziei (co zapewniało mu "jedynkę" na poznańskiej liście Konfederacji), jeszcze nie wiedział, jakim fenomenem stanie się jego środowisko krótko przed wyborami.
Konfederacja zaczęła zaskakująco rosnąć w sondażach. Najpierw wiosną wskoczyli na poziom 8-9 proc. Już w czerwcu mieli średnio powyżej 11 proc. A w wakacje regularnie wykręcali wyniki na poziomie kilkunastu procent.
Coraz bardziej oczywisty wydawał się scenariusz, w którym to Konfederacja będzie "języczkiem u wagi", bo ani PiS, ani reszta opozycji nie uzbierają sejmowej większości.
Kto by wtedy pomyślał, że Konfederacja znów zostanie bez żadnego posła z Poznania?
Oczywiście nie siedzę w głowie Piotra Tuczyńskiego, ale myślę, że i jemu na widok wspomnianych sondaży mogło się w tej głowie zakręcić. Już wynik powyżej 10 proc. w kraju prawdopodobnie dałby Konfederacji - czyli w praktyce właśnie jemu - mandat także w Poznaniu.
No powiedzmy wprost - przy tamtych notowaniach Tuczyński był pewniakiem.
Jednak potem przyszła kampania, czar Sławomira Mentzena z Krzysztofem Bosakiem jakoś przestał działać, tego pierwszego raz po raz (mniej czy bardziej skutecznie) wyjaśniał Ryszard Petru, swoje trzy grosze na koniec dorzucił Janusz Korwin-Mikke...
I wszystko się posypało. Z poselskich mandatów nici.
Wydaje się, że nie ma w tym większej winy samego Tuczyńskiego, który kampanię prowadził poprawnie. Choć był chwilami niewidoczny. Z pewnością na jego niekorzyść działała kiepska rozpoznawalność (zaledwie 544 obserwujących na FB, 290 followersów na Twitterze...). Konfederacja - nie wiem dlaczego - rzadko przysyłała go do rozmów w telewizji.
Jak już przyszedł na debatę - poradził sobie nieźle. Miał przekaz skrojony pod swoich wyborców, doskonale wiedział, gdzie powinien się pojawić - np. pod stadionem Lecha Poznań czy nawet na skromnej, ale głośnej i skrajnie nacjonalistycznej demonstracji Młodzieży Wszechpolskiej.
Zdobył ostatecznie nieco ponad 16 tys. głosów. Mało, biorąc pod uwagę, że przed wyborami można było obstawiać zakład "head to head" (czyli kto zbierze więcej głosów) Tuczyński vs Schädler - i kurs był 1,85 / 1,85, czyli zdaniem bukmacherów szanse były tu po równo. Tymczasem gdy przyszło co do czego - liderka Trzeciej Drogi dostała ponad dwukrotnie więcej.
BEZ MANDATU | Prawo i Sprawiedliwość (nr 5 na liście - okręg 38 - Piła) | 10 882 głosy
To prawdopodobnie jeden z większych pechowców w szeregach PiS. Cztery lata temu nie dostał się do Sejmu - w okręgu pilskim był pierwszy pod kreską (prawie 8,8 tys. głosów, piąty wynik, a weszła pierwsza czwórka).
Co mamy w tym roku? Cóż, znów okręg pilski, znów piąty na liście, tym razem już prawie 11 tys. głosów i...
Weszła trójka. W tym poseł Marcin Porzucek - który zaszalał z dalszego szeregu.
Tymczasem Michał Zieliński znów pierwszy pod kreską. Tym razem sytuacja jest o tyle gorsza, że jego partia traci władzę, więc zaraz straci stanowisko wojewody (które zresztą dostał trochę dzięki temu, że był "wolny" po poprzednich wyborach).
Już nikt nie zrobi go również szefem lokalnego oddziału Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa ani jakiejkolwiek innej rządowej instytucji.
Trudno mi oceniać, jak przebiegała kampania Zielińskiego, bo jednak wydarzeń w Pile czy Obornikach tak intensywnie nie śledziłem. Na pewno miał atut w postaci całkiem eksponowanego stanowiska i - jak widać - w pełni go nie wykorzystał.
Zresztą niemal po każdym jego wystąpieniu widać, że Zieliński to nie jest tak medialne zwierzę jak np. Ryszard Czarnecki, wspomniany Porzucek czy choćby jego poprzednik na stanowisku - Łukasz Mikołajczyk (który, notabene, też ponownie przegrał wybory - do Senatu).
Coś jednak czuję, że Michał Zieliński jeszcze nie powiedział ostatniego słowa, i że jeszcze gdzieś niespodziewanie nam wypłynie. To były mistrz Polski juniorów w trójskoku. Do trzech razy sztuka? Podpowiem, że w przyszłym roku wybory samorządowe, w których Zieliński kilkukrotnie (choć też bez powodzenia) już startował.
BEZ MANDATU | Prawo i Sprawiedliwość (nr 3 na liście - okręg 38 - Piła) | 7 360 głosów
Jeśli jest coś z prawdy w pogłoskach o przyczynach, dla których Ajchler zdecydował się wspierać rząd Zjednoczonej Prawicy (choć on sam kategorycznie tym pogłoskom zaprzecza), to jest mi go - tak po ludzku - nawet trochę szkoda.
Wieloletni polityk SLD, a potem PO, w 2019 r. był pierwszy pod kreską na liście Koalicji Obywatelskiej. Jedno z miejsc zwolniło się, gdy z Sejmu odszedł Killion Munyama.
Wtedy nastąpił niespodziewany plot twist, bo Ajchler - zamiast przystąpić do klubu KO - pozostał posłem niezrzeszonym. A w praktyce - "zdradził" opozycję i zaczął wspierać ekipę rządzącą. Tak samo zrobił zresztą słynny Łukasz Mejza (gdy zastąpił w Sejmie zmarłą Jolantę Fedak z PSL).
Dodajmy, że wszystko działo się w sytuacji, gdy w rządzie Zjednoczonej Prawicy były różne tarcia. Za chwilę miało z niego odejść Porozumienie. Każda dodatkowa "szabla" w Sejmie była w tej sytuacji na wagę złota.
Można się tylko domyślać, że dodatkową "nagrodą" dla Ajchlera było również miejsce na liście wyborczej PiS. Całkiem dobre, bo trzecie, w jego macierzystym okręgu pilskim.
Trzeba Ajchlerowi oddać, że prowadził aktywną kampanię. Spotykał się z ludźmi (w tym przypadku wiązało się to chyba z pewną odwagą...). Przyjmował zaproszenia do mediów. Towarzyszył rządzącym, gdy tylko ogłaszali w jego okręgu coś ważnego - np. otwarcie kierunku lekarskiego UAM w Pile czy 5 mln zł na szpital w Nowym Tomyślu.
To wszystko Ajchler relacjonował w internecie, m.in. na Facebooku, gdzie zmienił dawny profil "ZbigniewAjchlerPO" na nowy "PoselZbigniewAjchler". Widać jednak, że pod wpisami z kampanii było sporo komentarzy, które zostały poukrywane. Można tylko się domyślać, co w nich wypisywali wyborcy (?) polityka z Szamotuł.
Już po wyborczym weekendzie Ajchler nagle zamilkł. W odróżnieniu od wielu polityków PiS - nawet nie podziękował za oddane na niego głosy. Tym razem było ich niespełna 7,4 tys. Wygląda na to, że wielu wyborców po prostu nie dało się oszukać, z kolei sympatycy PiS-u chyba nie do końca "kupili" byłego posła PO.
Zbigniew Ajchler okazał się jedną z najsłabszych "trójek" PiS w całym kraju, na pilskiej liście dał się przeskoczyć Porzuckowi, Zielińskiemu, nawet Dorocie Banaś. Nie pozostanie posłem. Tym razem nie jest też pierwszy ani nawet drugi w "poczekalni", więc nic nie wskazuje, by mógł wrócić do Sejmu tak jak w minionej kadencji.
Spodobał Ci się ten tekst? Możesz go udostępnić: