Polub fanpage na FB

Poznań Spoza Kamery

Poznań Spoza Kamery

#polityka  #Poznań  #wybory  #samorząd  #inwestycje

Wybory 2018. Sezon na debaty rozpoczęty! Na dzień dobry mieliśmy cyrk w TOK FM

#Wybory 2018 #Poznań #Tadeusz Zysk #Jarosław Pucek #Przemysław Hinc #Dorota Bonk-Hammermeister

SEWERYN LIPOŃSKI
27 września 2018

Tyrada, jaką Tadeusz Zysk wygłosił pod adresem nieobecnego Jacka Jaśkowiaka przed wyjściem z sali, przejdzie do historii tej kampanii. To jednak dopiero początek całej serii debat kandydatów na prezydenta Poznania.

Znowu nie udało się zebrać kompletu kandydatów. Zresztą już na początku usłyszeliśmy, że nie było takiego planu, bo debaty TOK FM w każdym mieście zakładają udział maksimum pięciu osób.

Podany przykład Warszawy – gdzie kandydatów jest kilkunastu – oczywiście daje do myślenia. Ale… Jeśli kandydatów na prezydenta jest siedmiu, a do debaty zaprasza się pięciu, to chyba każdy czuje, że coś jest nie tak.

A gdyby w Poznaniu było ich sześciu, a nie siedmiu, to co? Który miałby nie wziąć udziału w dyskusji? Mieliby ciągnąć słomki? Może zagrać przed rozpoczęciem debaty w tzw. gorące krzesła?

Zapamiętają Jaśkowiaka i Zyska



Tak czy inaczej wyszło dość kuriozalnie. Prezydent Jacek Jaśkowiak nie przyjął zaproszenia przez służbowy wyjazd do Berlina, więc zaproszono piątkę innych, a gdy szósty – Przemysław Hinc – słusznie upomniał się o udział, to zaproponowano mu miejsce na… widowni.

Jakby tego było mało, w ostatniej chwili z udziału zrezygnował Wojciech Bratkowski, i wtedy dla Hinca nagle jednak znalazło się miejsce przy stole. No dom wariatów po prostu.

Trudno się dziwić, że kandydat Kukiz’15 na dzień dobry opieprzył nawet nie tyle organizatorów, co pozostałych kandydatów, że się za nim nie wstawili, by mógł brać udział w dyskusji.

Jeśli jednak słuchacze zapamiętają z tej debaty coś szczególnego, to raczej nie połajanki Przemysława Hinca, tylko paradoksalnie dwóch kandydatów, których w dyskusji koniec końców zabrakło:

- to, że prezydent Jacek Jaśkowiak nie wziął udziału w debacie
- to, że Tadeusz Zysk właśnie z tego powodu wyszedł już na samym początku

Tyrada, jaką wygłosił Tadeusz Zysk w związku z nieobecnością Jaśkowiaka, przejdzie do historii tej kampanii. Wyglądała dosyć groteskowo. I jeszcze to buczenie z widowni. I wywiady udzielane zaraz po wyjściu. Po prostu cyrk!

Mimo wszystko Zysk osiągnął efekt. Nie dość, że na dobrych kilka minut sama dyskusja skupiła się właśnie na jego teatralnym wyjściu, to jeszcze wzmocnił wrażenie, że tak naprawdę tylko między nim a Jackiem Jaśkowiakiem rozgrywa się prawdziwa walka o prezydenturę Poznania. A reszta jest tylko tłem.

Czwórka do brydża w TOK FM



Zatem przy stole pozostała czwórka. Jak wypadli? Napiszę krótko, bo dyskusja była długa o wielu różnych sprawach, więc nie ma co wchodzić w szczegóły. Jeśli ktoś jest zainteresowany – po prostu może ją odsłuchać.



Lider poznańskiej lewicy Tomasz Lewandowski, pod nieobecność Jacka Jaśkowiaka, występował tu bardziej jako „twarz” rządzącej ekipy niż jako pretendent do prezydenckiego fotela. Musiał wziąć na klatę wszystkie pytania o mijającą kadencję. Także te niewygodne.

Jeśli lider poznańskiej lewicy wyobrażał sobie, że łatwo i bezboleśnie uda mu się w tej kampanii być „za, a nawet przeciw” prezydenturze Jacka Jaśkowiaka, to ta dyskusja chyba pozbawiła go tych złudzeń.

A na pytanie Jarosława Pucka, czy Jacek Jaśkowiak jego zdaniem musi odejść, musiał – choć nie wprost! – odpowiedzieć, że właściwie to tak.

Jak już jesteśmy przy Jarosławie Pucku… Zdaje się, że to właśnie on najczęściej ze wszystkich kandydatów mówił, że nie wie, jak coś zrobić. Szpital na Grunwaldzie? Powinien powstać w jakimś innym miejscu, ale w jakim, to nie na teraz dyskusja.

Poprawa poziomu nauki w szkołach? Jarosław Pucek zaczął mówić o dokształcaniu nauczycieli, ale dopytywany, jak to zrobić w realiach chaosu i przemęczonych reformą oświaty nauczycieli stwierdził, że przecież nie ma na to wpływu. Już mocno poirytowany stwierdził jeszcze, że „jeśli z góry przyjmiemy, że nauczyciele nie mają czasu, to bez sensu mówić o jakichkolwiek zmianach”.

Często od konkretnych rozwiązań uciekał też Przemysław Hinc. Kandydat Kukiz’15 debiutował w wyborczej dyskusji, i na pewno jego postulaty wyróżniały się na tle pozostałych kandydatów, ale…

To wszystko brzmiało tak, jakby Hinc żył w jakimś idealnym mieście, w którym żaden prezydent tak właściwie nie jest potrzebny. Mieszkańcy nie toczą sporów, czy zostawić zieleń, czy zrobić parking, a zamiast budować na warunkach zabudowy – grzecznie czekają na plan zagospodarowania.

Jak już zdarzy się jakiś spór – to chętnie rozstrzygnęliby go w referendum. Przegrani oczywiście bez szemrania zaakceptują wynik. Prezydent nie musi mieć nawet żadnego pomysłu na szkoły, wystarczy, że zapyta szefa wydziału oświaty, który na pewno sam będzie miał świetne pomysły.

Jeśli chodzi o występ Doroty Bonk-Hammermeister – to właściwie niczym nie zaskoczyła.

Dostaliśmy dokładnie to, do czego kandydatka koalicji Prawo do Miasta już nas przyzwyczaiła, czyli spokojne i rzeczowe przedstawianie pomysłów i argumentów… tyle że w sprawach, którymi już od czterech lat zajmuje się wiceprezydent Maciej Wudarski, właśnie z Prawa do Miasta.

Dopytywana, co społecznicy zrobiliby inaczej niż Jacek Jaśkowiak, DBH stwierdziła, że „zrównoważony transport stanął w Poznaniu”, a program rowerowy powinien być lepiej realizowany.

Znowu wyszło na to, że ruchy miejskie najbardziej w rządach prezydenta Jacka Jaśkowiaka krytykują to, za co sami odpowiadają.

Prowadząca dyskusję Agata Kowalska w pewnym momencie zapytała Dorotę Bonk-Hammermeister, dlaczego standardy dotyczące ochrony zieleni – które DBH postulowała – dotąd nie zostały wprowadzone.

Trzeba było słyszeć tę ciszę, te nieporadne próby udzielenia jakiejś sensownej odpowiedzi… No tak. Za sprawy zieleni w mieście odpowiada nie kto inny jak wiceprezydent Maciej Wudarski.

Debaty czas zacząć!



Sezon na debaty można więc uznać za rozpoczęty. Do wyborów 24 dni i tych dyskusji zaraz będzie bez liku. Już w piątek o kulturze w KontenerArt, w przyszłym tygodniu m.in. w „Gazecie Wyborczej”. Z pewnością będą też debaty telewizyjne – a to one mają największy zasięg.

Jakie znaczenie będą miały te debaty? Czy będziemy je w ogóle pamiętać za kilka lat? Czy wpłyną w jakiś znaczący sposób na wyniki wyborów? Scenariusze mogą być naprawdę różne. Prześledźmy kilka z nich na prawdziwych przykładach.

Debata, która decyduje o wszystkim

Czyli oczywiście klasyka, o której do znudzenia uczy się chyba na wszystkich studiach dziennikarskich, a także politologicznych.

Senator John F. Kennedy podczas debaty we wrześniu 1960 r. - notabene właśnie wczoraj mieliśmy rocznicę tego zdarzenia – wyraźnie pokonał republikańskiego wiceprezydenta Richarda Nixona. Na oczach 70 mln Amerykanów.

Żaden z kandydatów nie miał wyraźnej przewagi w sondażach, obaj mieli powody, by oczekiwać sukcesu. (…)

Gdy Nixon pojawił się w studiu, okazało się, że ma na sobie robiący fatalne wrażenie szary garnitur. Szarość materiału podkreślała szarość jego oblicza i prawie zupełnie zlewała się z równie szarym tłem studia (…).

Senator [Kennedy] od pierwszych minut ruszył do ataku. (…) Ale Nixon, współodpowiedzialny za politykę republikańskiej administracji, starał się co najwyżej prostować niektóre stwierdzenia Kennedy’ego, nie podejmując otwartej polemiki z jego argumentami.

W kilku pierwszych minutach aż pięciokrotnie zgodził się ze swoim rywalem, a gdy bronił polityki Eisenhowera, robił to bez przekonania. Na wszystkich sprawiał wrażenie zdekoncentrowanego i zażenowanego.


(Tomasz Lis, „Jak to się robi w Ameryce”, Warszawa 1994)



Powszechnie znany jest fakt, że według słuchających debaty w radiu lepszy był Nixon, ale według telewidzów zdecydowanie wygrał Kennedy.

Już mniej znany jest z kolei fakt, że wcale nie była to jedyna debata obu panów w tamtej kampanii. Potem odbyło się kilka kolejnych. I w nich Nixon wypadł już o wiele lepiej.

Jednak do legendy przeszła tylko ta pierwsza. To dzięki niej Kennedy wyszedł w sondażach na prowadzenie, którego nie oddał już do końca, i choć w powszechnym głosowaniu wygrał nieznacznie 49,7 proc. do 49,5 proc., to w głosach elektorskich jego zwycięstwo było wyraźne.

Debata, która zmienia trend

Czas na przykłady z polskiego podwórka. I nieco bardziej współczesne.

Debata premiera Jarosława Kaczyńskiego z liderem PO Donaldem Tuskiem odbyła się zaledwie dziewięć dni przed przyspieszonymi wyborami parlamentarnymi. Oglądało ją 12 mln ludzi.



Premier Kaczyński przez większość dyskusji był w totalnej defensywie. Nie potrafił odpowiedzieć, ile kosztuje chleb, ziemniaki czy „kruczaki”, jak przejęzyczył się wówczas Tusk.

Zdarzyło się Kaczyńskiemu stwierdzić m.in., że rząd PiS jest „jedynym uczciwym rządem”, bo… wykrył układ we własnych szeregach i doprowadził do zatrzymania jednego z ministrów, a za jego koalicjantami „chodziło CBA”.

Do tego doszły drobne gesty, jak np. dekoncentracja Kaczyńskiego, na przemian zakładanie i zdejmowanie okularów, no po prostu totalne zagubienie.

Specjaliści mówili wręcz o „nokaucie”. Z sondażu tuż po debacie wynikało, że aż 67 proc. widzów wskazało na zwycięstwo Donalda Tuska.

Mimo że przed debatą w większości sondaży PiS wygrywało - już pierwsze badania po weekendzie (debata była w piątek) pokazały zmianę trendu. Na prowadzenie wyszła Platforma i tydzień później dość wyraźnie wygrała wybory.

Debata na rekwizyty

Co zapamiętaliśmy z kampanii prezydenckiej z 2015 r.? Zapewne wymienilibyśmy wpadki prezydenta Bronisława Komorowskiego, jego „wziąć pracę, zmienić kredyt”, milczenie Magdaleny Ogórek, czy też loty Andrzeja Dudy na wykłady na prywatnej uczelni na koszt Sejmu.

Mało kto zapamiętał debatę obu panów przed II turą. A jeśli już, to prawdopodobnie zapamiętał z niej tylko jeden moment, gdy Duda próbował wręczyć Komorowskiemu chorągiewkę z logo PO.

Prezydent niezbyt chętnie przyjął ów „prezent”. I zaniósł go prowadzącej tę część dyskusji dziennikarce Monice Olejnik. Zostało to odebrane tak, jakby się wstydził partii, której był kandydatem.



Na wyniki wyborów dyskusja raczej w żaden sposób nie wpłynęła. Andrzej Duda wygrał już I turę, na fali entuzjazmu krytyków Platformy zwyciężył też w II turze, i jedna z największych politycznych sensacji w historii kraju stała się faktem.

Z naszego lokalnego podwórka można przypomnieć też czerwoną kartkę, jaką Zygmunt Kopacz z Kongresu Nowej Prawicy pokazał prezydentowi Ryszardowi Grobelnemu podczas dyskusji w TVP Poznań przed wyborami 2014.

Przekonywał, że wyborcy pokażą czerwoną kartkę Grobelnemu podczas głosowania, ale chyba nawet on nie spodziewał się wówczas, że na całej sytuacji najbardziej skorzysta Jacek Jaśkowiak.

Debata przyjaciół

Jedna z najbardziej kuriozalnych debat w historii polskiej polityki. W studiu Polsatu przed wyborami 2011 dyskutowali ze sobą premier Donald Tusk i… wicepremier Waldemar Pawlak. I nikt więcej.

(To była tak "emocjonująca" dyskusja, że do dziś w internecie nie zachował się choćby jej urywek)

No comment. To tak, jakby teraz do dyskusji zasiedli tylko Jacek Jaśkowiak z Tomaszem Lewandowskim. Równie dobrze mogliby sobie tak pogadać w gabinecie przy pl. Kolegiackim.

Debata, w której uczestnicy nie odpowiadają na pytania

Słynna dyskusja premier Ewy Kopacz z Beatą Szydło sprzed wyborów parlamentarnych w 2015 r.

Sztaby tak wynegocjowały warunki debaty, że dziennikarze zostali właściwie sprowadzeni do roli czytających pytania, na które obie panie – jak się okazało – uparcie nie chciały odpowiadać. Przynajmniej nie na temat.



Jeśli ta dyskusja miała cokolwiek rozjaśnić wyborcom… to raczej zaciemniła obraz. Dość powiedzieć, że najgłośniej było po niej o kartce „error 404”, symbolizującej projekt konstytucji PiS, który krótko przed wyborami dziwnym zbiegiem okoliczności zniknął ze strony partii.

Jeszcze nikt nie wiedział, że zaraz po wyborach słowo konstytucja zacznie być odmieniane przez wszystkie przypadki, i stanie się jednym z najczęściej przywoływanych w polskiej polityce.

Debata, której nie było

Finisz kampanii wyborczej w Poznaniu w listopadzie 2014 r., przed II turą, miał być formalnością. Tymczasem po I turze zrobiło się gorąco. Nagle okazało się, że Jacek Jaśkowiak ma szansę pokonać Ryszarda Grobelnego.

Sztab Grobelnego zaproponował debatę „twarzą w twarz bez tematów tabu”. Spotkanie miał poprowadzić Przemysław Terlecki związany z firmą, która zbudowała nowy dworzec PKP, ostro krytykowany przez Jaśkowiaka.

Dlatego Jacek Jaśkowiak potraktował to jako prowokację. Cała otoczka, związana z negocjacjami tej debaty, też przyczyniła się do tego, że kandydat PO i jego sztab postanowili dyskusję zbojkotować.

Debata, która nie odwróciła trendu

To chyba najbardziej emocjonująca z poznańskich dyskusji ostatnich lat. Tu już żadnego bojkotu nie było – Grobelny z Jaśkowiakiem zasiedli w studiu WTK kilka dni przed decydującą II turą.

Pierwsze minuty dyskusji to była miazga. Prezydent Grobelny rozjechał Jaśkowiaka chyba jeszcze bardziej efektownie niż Tusk Kaczyńskiego w 2007 r. Wytknął mu m.in. złamanie ustawy antykorupcyjnej.

Kandydat PO niby się pozbierał, niby dotrwał jakoś do końca dyskusji, ale...

Ups... Tu kiedyś było zamieszczone wideo, którego już nie ma w internecie :(



Już przed tą dyskusją Jaśkowiak objął prowadzenie w sondażach. I okazało się, że żadna z debat (w których Grobelny generalnie radził sobie lepiej) nie mogła już tego trendu zmienić.

Zanosiło się na wyrównany pojedynek. Tymczasem w II turze ostatecznie to Jacek Jaśkowiak nie dał szans Grobelnemu, zdobył 59 proc. głosów, niemal potrajając swój wynik z I tury. Niebywałe.

Spodobał Ci się ten tekst? Możesz go udostępnić: